KryptoZoo >> Artykuły >> Kryptydy lądowe. Słoń wodny. Dodano: 2005-03-11 21:58:44. Wiele sporów powstało wokół tajemniczego słonia wodnego z Zairu. Opisywano go jako osobliwe zwierzę dwumetrowej wysokości, o dość krótkich nogach, gładkiej skórze hipopotama, szyi dwukrotnie dłuższej niż szyja zwykłego słonia afrykańskiego i
Wysokość produktu. 20 cm. 79, 90 zł. zapłać później z. sprawdź. 88,89 zł z dostawą. Produkt: Figurka słoń z podniesioną trąbą słonik Indie. dostawa jutro do 10 miast. dodaj do koszyka.
Istnieją trzy różne gatunki słoni – słoń afrykański sawannowy, słoń afrykański leśny i słoń indyjski. Słonie znane są z dużych uszu, ciosów wykonanych z kości słoniowej i trąby które są połączeniem nosa i górnej wargi.
Platybelodon – słoń bez trąby. 4 lutego 2014. Sznaucer miniaturowy. 6 listopada 2019. Park Narodowy Everglades. 25 października 2013. Kruk zwyczajny (Corvus corax)
Dorosły słoń trąbą może podnieść ciężar o masie nawet 350 kg. Autor: Abc. 10. Rozumienie gestów. Słonie są jedynymi dzikimi zwierzętami, które rozumieją gest wskazania na coś, bez wcześniejszego treningu. 11. Brak kości w trąbie słonia. W trąbie słonia nie ma kości. Mięśnie poruszane są dzięki ciśnieniu
Po zamontowaniu keiki pomyślałem, że podobnie spróbuję z Angraecum didieri, które w maju zakupiłem bez korzeni. Wytworzyło do tego czasu kilka, ale zima dała mu w kość i zaczął nieco marszczyć liście.
PyTyI0f. Jeden z siedmiu cudów świata, kamienna latarnia na wyspie Faros, przez wieki stanowiła chlubę starożytnej Aleksandrii. Rodos miało swojego kolosa ze spiżu, Olimpia – posąg Zeusa ze złota i kości słoniowej. Coney Island miało taki cud, na jaki nadmorski kurort może sobie pozwolić – gigantycznego, drewnianego słonia. Letni sezon na Coney Island nie trwa długo, ale przez ten czas tamtejsza plaża i tak przyciąga tłumy nowojorczyków. Tak samo było przed stu laty. Słońce, woda i piasek. Były też i inne atrakcje: cyrk, wesołe miasteczka, pokazy akrobatów, połykacze ognia i tresowane niedźwiedzie. Zgłodniały plażowicz mógł liczyć na niestrudzonych sprzedawców zapiekanych małży, lodów i tego czegoś, co dziennikarze nazywali wówczas „dziwnie wyglądającą kiełbaską owiniętą dwiema połówkami bułki i przypieczoną na przenośnym ruszcie”. Innymi słowy, był to hot dog, wtedy nowość na rynku. W drugiej połowie XIX wieku wzdłuż Brighton Beach wyrósł szpaler hoteli nastawionych na obsługę weekendowych gości. Na początku 1884 roku przy Surf Avenue, tuż koło stacji kolejowej, ruszyła budowa czegoś, co łączyło w sobie funkcję hotelu i atrakcji samej w sobie. Był to gigantyczny słoń – konstrukcja z drewna i żelaza wysoka na dziesięć kondygnacji. Inicjatorem przedsięwzięcia był James V. Lafferty z Filadelfii, posiadacz patentu na ten „wynalazek”. Szczegółowy projekt opracował architekt J. Mason Kirby z Atlantic City, gdzie podobny słoń o imieniu Lucy od pewnego już czasu przyciągał tłumy gapiów. Ale Lucy mierzyła „zaledwie” 12 metrów wysokości. Budowla na Coney Island miała być trzykrotnie wyższa! Lafferty założył Elephant Building Company, która dysponowała kapitałem w wysokości ćwierć miliona dolarów. Budowa ruszyła w marcu 1884 roku i choć obiekt udostępniono publiczności już w sierpniu, we wnętrzu wciąż jeszcze trwały prace wykończeniowe. W marcu następnego roku całe przedsięwzięcie przeszło w ręce speca od przemysłu rozrywkowego Charlesa Brandenburgha. Gotowy słoń stał się wielką atrakcją Coney Island w sezonie 1885. Elephantine Colossus rzeczywiście był kolosalny! W kłębie mierzył ponad 37 metrów, a tułów miał średnicę 30 metrów. W tylnych nogach (o średnicy blisko 5,5 metra) ukryte były klatki schodowe. Na grzbiecie zamontowane było coś na kształt tradycyjnego siedziska zwanego „howdah”. Jak na największego w świecie słonia przystało, także i „howdah” było większe niż jakiekolwiek inne. Jednorazowo mogło pomieścić kilkaset osób! Była to doskonała platforma widokowa. Menadżer Brandenburgh zapewniał, że „ten widoczny na północy kłębek piany, to mgiełka wodna nad Niagarą, a ta srebrna nitka na zachodzie to Missisipi”. Trochę przesadzał – z platformy rozciągał się widok na 50 mil. Przy dobrej pogodzie można było podziwiać panoramę Nowego Jorku, a także statki na otwartym oceanie. Na jednym z takich statków, Isere, w czerwcu 1885 roku przypłynęła do Ameryki, oczywiście w częściach, Statua Wolności. Kapitan De Laune dowodzący fregatą Isere zapewniał, że cała jego załoga wyległa na pokład, by podziwiać kolosa. Początkowo wszyscy ponoć sądzili, że ten słoń to żywe, gigantyczne zwierzę. Wielkie jak wszystko w Ameryce. Kapitan dodał też, że przywożąc w ładowni dzieło Bartholdiego nie przypuszczał, że znajdzie ono tu tak godnego rywala jak gigant z Coney Island. Moloch stanął na solidnym fundamencie. Z uwagi na niestabilny grunt trzeba było zrobić solidne palowanie. W każdej z nóg ukryto po dwa słupy nośne. Jeden znajdował się w trąbie, na której słoń się podpierał. Największą trudność sprawiły budowniczym uszy. Ważące blisko 6 ton konstrukcje trzeba było wciągnąć na wysokość ponad 30 metrów i tam utwierdzić. Elephantine Colossus pod każdym względem był budowlą wyjątkową. Ilość przybitych desek mierzono w hektarach – było ich 14. Zużyto w tym celu 11 ton gwoździ. Od zewnątrz pokryto kolosa blachą – było jej ponad pół hektara. Zamontowano 65 okien, w tym dwa okrągłe, zupełnie wyjątkowe – oczy skierowane w stronę oceanu. Swoją drogą te wiecznie otwarte oczy świetnie potwierdzały panujące wówczas powiedzenie, że Coney Island nigdy nie zasypia. Przynajmniej w sezonie letnim. W przestrzennym wnętrzu kolosa urządzono łącznie 34 pomieszczenia. Większość z nich to były niewielkie kabiny o nieregularnych kształtach, odpowiadających zewnętrznej formie budowli. Największa sala, umieszczona w samym centrum tułowia, mierzyła 25 na 10 metrów i nazywana była Pokojem Żołądkowym. Najpewniej z racji usytuowania, ale mieściła się tam też restauracja. Na tłumnie odwiedzanej plaży Wielki Słoń był sporą atrakcją. Dziennie znikało w jego przepastnym wnętrzu ponad 3000 osób. W niedzielę bestia pożerała pięć razy tyle zwiedzających, nie bacząc na wiek, płeć czy kolor skóry. Za 10 centów można było myszkować po wszystkich zakamarkach kolosa. W Stomach Room odbywały się koncerty i przedstawienia. Występowały tam najlepsze ówczesne zespoły muzyczne. Mówiono, że atrakcja przyciągała również cudzoziemców przybywających tu specjalnie, by ujrzeć ósmy cud świata, jak czasem Elephantine Colossus był reklamowany. Historia słonia była krótka i dość burzliwa. Nie brak w niej dramatów, zdarzeń niecodziennych czy humorystycznych. Latem 1885 roku młoda dama z Pittsburgha, doświadczona zawodem miłosnym, tu właśnie chciała zakończyć swoje życie, skacząc z platformy widokowej. Na szczęście przeszkodził jej w tym robotnik konserwujący blaszaną powłokę kolosa. Innym razem niejaka Eliza Hemermann oddawała się zwiedzaniu z takim zajęciem, że przeoczyła moment zamknięcia obiektu. Szukając wyjścia dostała się do trąby i ślizgiem zjechała nią aż na poziom terenu. Tu znalazła się w niewielkim, zamkniętym pokoiku. Krzykiem i waleniem w drzwi zaalarmowała obsługę, która wypuściła ją całą i zdrową. Miała szczęście, że nie zgubiła się dokładnie tydzień później. Wtedy to po wnętrzu molocha grasował niedźwiedź, trzymany tam jako jedna z atrakcji. Zwykle przebywał w klatce, tego wieczoru najwidoczniej pozazdrościł turystom i sam postanowił pozwiedzać. Przy okazji spustoszył magazyn żywności w restauracji, zabawiał się toczeniem beczek piwa, w końcu zdemolował część dekoracji. Ale trafiła kosa na kamień. W obiekcie mieszkał krewki Francuz. Pewnie atleta z sumiastymi wąsami i w kostiumie w poprzeczne pasy. Obudzony w środku nocy, wypalił do niedźwiedzia ze śrutu, raniąc go w przednią łapę. Zanim na miejsce przybył menadżer i weterynarz, zwierzę skrępowane sznurami siedziało już w klatce. Kuriozum pokroju Wielkiego Słonia jak magnes przyciągało akrobatów pragnących w tej nietypowej scenerii demonstrować swoje niezwyczajne sztuczki. Pewnego dnia twarzą w twarz z kolosem stanęła francuska akrobatka, Madame Annie Lamonte. No, może nie tak dokładnie „twarzą w twarz”. Jak to określił reporter „New York Timesa”, do „szerokiego tyłu słonia” zamocowano stalową linę długości 500 stóp. Jej drugi koniec przywiązano do słupa wbitego w ziemię. Wyczyn reklamowany w prasie jako „coś bardziej niebezpiecznego, niż skok z Mostu Brooklyńskiego” miał polegać na zsunięciu się po tej linie z dużej wysokości. Najpierw akrobatkę wciągnięto niemal na sam szczyt słonia. Punkt startowy znajdował się 350 stóp od słupa. Na dany znak Madame Lamonte odrzuciła na bok ramiona i… trzymając się trapezu jedynie zębami, zjechała na dół. Trwało to zaledwie kilka sekund. Wielu z gapiów wyczekujących tu od kilku godzin nawet nie spostrzegło, że przedstawienie się właśnie zaczęło. Zorientowali się dopiero, gdy rozległ się huk wystrzału. Był to umówiony sygnał – w tym momencie akrobatka miała puścić trapez. Nie puściła. Na ziemi stało czterech silnych mężczyzn mających w takiej awaryjnej sytuacji złapać młodą damę w koc. Nie złapali. Zmiotła ich w mgnieniu oka! Szczęśliwie na jej drodze, jak spod ziemi, wyrósł wierny małżonek i dopiero na nim wytraciła cały impet. Kiedy odzyskała przytomność tłumaczyła, że tak mocno ściskała zębami trapez, iż nie usłyszała sygnału. Przez kilka lat ta gigantyczna struktura stanowiła najbardziej charakterystyczny symbol Coney Island. Słoń był ulubionym tematem fotografów i rysowników. Pojawiał się na niezliczonych pocztówkach, mapach i panoramach. Mimo tej całej widowiskowości i popularności nie przyniósł właścicielom spodziewanych zysków. Budowla przechodziła z rąk do rąk, po kilku latach nie pełniła już funkcji hotelu. Zbudowano wokół niej zjeżdżalnię. W 1893 roku ledwie uszła z pożaru, który strawił pobliski kwartał zabudowy. Nie miała tego szczęścia trzy lata później. W niedzielny wieczór 27 września 1896 roku dostrzeżono błysk w oku bestii. Sądzono, że to wartownik podczas wieczornego obchodu. Naraz z platformy widokowej na grzbiecie słonia strzelił w niebo słup ognia. Później płomienie buchnęły z wszystkich okien. Ogień buzujący wewnątrz nie miał innego ujścia, jak tylko przez okna – cały tułów pokryty był blachą. Wysuszone sosnowe drewno paliło się bardzo szybko. Wtem ktoś krzyknął, że w środku są ludzie. W lecie wprowadziły się tam dwie rodziny. Nie bacząc na własne bezpieczeństwo, dwóch odważnych młodzieńców rzuciło się na ratunek. Niejaki Howard Wilson, syn dozorcy z sąsiedniego hotelu oraz Walter Shaw, syn aktualnego dzierżawcy słonia ruszyli do drzwi. Z jednego mieszkania wyciągnięto ledwie żywą panią Twang i jej dwójkę dzieci. W drugim znaleziono Emily Boaching i jej niedołężnego ojca. Wszystkich uratowano. Straż pożarna nie miała tu wiele do roboty. Kiedy ogień przeniósł się na sąsiedni Sea Beach Palace, strażacy tam właśnie skierowali swoją akcję. Po dwudziestu minutach największy słoń świata osunął się na przednie kolana, wydając przejmujący jęk pękających belek. Po chwili zapadł się cały, sypiąc dookoła snopy iskier. Kolos z Coney Island poszedł z dymem ponad 100 lat temu. Zbudowano go z myślą o rozrywce letników złaknionych atrakcji i gotowych za nie płacić. Odszedł w niepamięć, mimo że w swoim czasie rozmiarami i sławą nie ustępował Miss Liberty z nowojorskiej zatoki. Tyle że w odróżnieniu od niej nie wyrażał wzniosłych idei, był symbolem… niczego. No, może nie do końca niczego. Ponoć wokół tego dziwacznego hotelu, przez te kilka lat jego istnienia kwitła prostytucja. I dlatego właśnie na Coney Island określenie „seeing the elephant” nabrało z czasem szczególnego znaczenia. Autor: Sławomir Łotysz
Słoń – symbol Tajlandii. Zwierzę, które uważane jest tutaj za święte, przynoszące szczęście i dobrobyt, od wieków używane do budowy tam i wycinki drzew. Dla turystów jest to spora atrakcja. Niestety, jak to często bywa, zwierzęta bardzo często cierpią z tego powodu. Jeżeli wybierasz się do Tajlandii na wakacje, unikaj przejażdżek na słoniach. Obecnie w Tajlandii na wolności żyje 2000-3000 tych zwierząt, a 2,700 jest własnością prywatną, lub rządową, i używana jest przede wszystkim w celach turystycznych. Broszury, które oferują wakacje w Krainie Uśmiechu pełne są zdjęć szczęśliwych turystów na grzbietach tych majestatycznych zwierząt. Nic więc dziwnego, że każdy kto tutaj przyjeżdża chce doświadczyć takiej atrakcji. Ze wstydem muszę przyznać, że kiedyś też należałam do tej grupy turystów. Wcześniej jednak nie wiedziałam tego, co wiem dzisiaj. Słonie to piękne, majestatyczne i inteligentne zwierzęta. Moja edukacja na temat wykorzystywania słoni w turystyce zaczęła się w Elephant Nature Park, do którego wybrałam się już parokrotnie. Tam właśnie, po raz pierwszy usłyszałam o niesamowitym cierpieniu, którego doświadczają słonie trzymane w niewoli. Oto jak wygląda przykładowy dzień w parku, czego możesz się tam spodziewać i dlaczego nie warto jeździć na słoniach w Tajlandii. Zarezerwuj swoje miejsce wcześnie! Elephant Nature Park słynie ze swojej charytatywnej działalności na rzecz nie tylko ochrony i ratowania słoni z niewoli, ale także ochrony lasów i rozwijania dziedzictwa kulturowego wśród ludności zamieszkującej tereny górskie. Mieliśmy niesamowite szczęście, że udało nam się zarezerwować miejsca. Obecnie Elephant Nature Park jest oblegany przez turystów i bilety trzeba bukować na parę miesięcy na przód. Przez ostatnio lata miejsce to obrosło niemalże w legendy. Było to jedno z pierwszych sanktuariów tego typu i na pewno też dlatego tak trudno dostać bilety do tego parku. Może to stanowić problem dla tych, którzy chcą podróżować spontanicznie. Nic jednak straconego. Obecnie wokół Chiang Mai powstało wiele podobnych parków, które równie dobrze opiekują się zwierzętami. Polecam usługi Take Me Tour, gdzie znajdziesz szereg wycieczek do sanktuariów słoni. Sama skorzystałam z ich usług i muszę przyznać, ze byłam bardzo zadowolona. Take Me Tour to organizacja, która zrzesza niezależnych przewodników. Wycieczka z nimi to zupełnie inne doświadczenie niż zorganizowana wyprawa z biurem turystycznym. Lek – mała kobieta o wielkim sercu Dzień zaczęliśmy wcześnie, około 8 rano. Mini bus, należący do Parku, odebrał nas z hostelu. Nasz przewodnik, mówiący biegle po angielsku, wytłumaczył nam w skrócie jak będzie wyglądał nasz dzień i czym dokładnie zajmuje się park. W ciągu godzinnej jazdy oglądnęliśmy też film dokumentalny o założycielce Parku – Sangduen Lek Chailert. Lek, jak ją wszyscy nazywają, wychowała się w małej wiosce, w północnej części Tajlandii. Kiedy była małą dziewczynką jej rodzina przygarnęła osieroconego słonia, który stał się jej kompanem i przyjacielem. Po ukończeniu studiów Lek postanowiła poświęcić życie ratowaniu słoni i otworzyła Elephant Nature Park. O Lek i jej parku powstało wiele filmów dokumentalnych i artykułów. Jest ona też laureatką paru ważnych nagród, wśród których znajduje się również Polish Foundation Award. The Blond Travels w Pytaniu na Śniadanie. Poranek w Elephant Nature Park Kiedy wchodzisz na teren Elephant Nature Park to nagle wydaje ci się, że właśnie przeniosłeś się do zupełnie innego wymiaru. Wielki teren otoczony jest zielonymi górami, i lasami. Nie ma wokół nic, co mogłoby zakłócać spokój przechadzających się wszędzie słoni. I to jest właśnie w tym wszystkim niezwykłe – słonie, bez łańcuchów, bez uwięzi, chodzące gdzie tylko mają ochotę. Widziałam już parę razy z bliska te cudowne zwierzęta, ale za każdym razem były one do czegoś przywiązane. Tym razem mogłam podziwiać je prawie tak samo, jakby były zupełnie na wolności. Prawie – bo teren parku jest ogrodzony. Większość słoni nigdy nie będzie żyła zupełnie dziko, bo prawie wszystkie z nich są stare, schorowane, za bardzo uzależnione od człowieka. Istnieje też duże ryzyko, że po ich uwolnieniu znowu dostaną się w czyjeś nieodpowiedzialne ręce, a to przeważnie kończy się dla zwierząt torturami i śmiercią. Na początku odwiedzin zatrzymaliśmy się na karmienie. Słonie podchodziły do dużego drewnianego tarasu, na którym staliśmy i wyciągały trąby po owoce i warzywa. Każdy ze słoni miał swojego przewodnika, z którym był bardzo związany i który dbał o to, żeby słoń nie zrobił sobie ani nam krzywdy. Przewodnicy nie używają wobec słoni metalowych haków, które zobaczyć można podczas turystycznych przejażdżek. Haki to powszechnie stosowany sposób na wymuszanie posłuszeństwa u zwierząt. Przeważnie, kiedy słoń nie robi tego, czego się od niego oczekuje, hak wbijany jest w przednią część głowy zwierzęcia, najbardziej wrażliwe miejsce na ciele. W Elephant Nature Park takich metod i narzędzi nie znajdziecie. Tutaj do słoni możesz podejść naprawdę blisko Karmienie tych olbrzymów jest naprawdę fascynującym przeżyciem. Nie tylko można po raz pierwszy poczuć jaka jest naprawdę skóra słonia, ale także doświadczyć ich ciekawości i inteligencji. Dla bezpieczeństwa nie można było za bardzo zbliżać się do barierek, dzielących odwiedzających od zwierząt, ale to zupełnie nie przeszkadzało im przeszukiwać trąbą kosze z owocami, w poszukiwaniu ich ulubionych kawałków, no i naszych kieszeni w nadziei, że tam też coś znajdą. Edukacja przede wszystkim Po karmieniu udaliśmy się na mały spacer, gdzie co chwila spotykaliśmy stado słoni. Były wśród nich małe, paromiesięczne słoniątka i staruszki. Do jednych można się było zbliżać i głaskać (niektóre bardzo lubiły drapanie koło ucha), od innych powiedziano nam żeby trzymać się z daleka. Przez dłuższy czas przyglądaliśmy się jak mała grupa słoni taplała się w brązowym błocie. Odwiedziliśmy szpital, w którym pracują wolontariusze z całego świata. Pomagaliśmy przy obieraniu owoców i warzyw na kolejne, popołudniowe karmienie. Wszystko odbywa się pod czujnym okiem personelu. Cały czas nasz przewodnik edukował nas o tym jak traktowane są te majestatyczne zwierzęta w Azji. Przeważnie używa się ich do przejażdżek dla turystów, ale też do wycinki lasów i transportu drzewa w dżungli. Proceder ten jest w Tajlandii nielegalny, ale nadal na terenach, do których trudno jest dotrzeć, ludzie używają w tym celu słoni. Nie byłoby w tym nic złego, zwierzęta te od wieków służyły człowiekowi, gdyby nie to w jaki sposób się je trenuje. Phajaan – łamanie ducha Słoń, po schwytaniu, lub nawet taki, który urodził się w niewoli, związywany jest liną, tak żeby nie mógł uciec i zaganiany jest do małego, drewnianego boksu. Słoń jest też dźgany wielokrotnie wspomnianymi hakami, nie tylko w głowę, ale również w inne części ciała. Boks jest tak zbudowany, by słoń nie mógł się w ogóle ruszać. Drewniane belki wbijają się w jego skórę. Nie ma dostępu do wody ani jedzenia. Nie pozwala mu się też spać. Słonia tak trzyma się od 3 dni do tygodnia, zależnie od tego jak bardzo zwierzę stawia opór, i przez ten cały czas bije się go i używa haków do ranienia go w różne części ciała. Ta sama metoda jest stosowana przy ‘tresurze’ słoni do turystycznych przejażdżek. Sama przejażdżka na słoniach jest dla nich bardzo bolesna. Nie tylko ze względu na ciągłe kłucie ich metalowym hakiem, ale także na wielką, ciężką ławkę z paroma turystami, którą słoń musi dźwigać parę godzin dziennie. Prowadzi to do zniekształceń kręgosłupa i nieznośnego bólu. Zobacz na czym polega tzw. ‘phajaan’ Taka atrakcja turystyczna może też skończyć się nieszczęśliwie. Niedawno pewien turysta z Wielkiej Brytanii został stratowany przez słonia po tym jak zwierzę na którym siedział wpadło w szał. Podobne wypadki zdarzają się bardzo często. Słonie albo zachowują się agresywnie przez warunki w których są trzymane, albo przez hormony, które wydzielane są przez samce raz w miesiącu i które wywołują u słonia taką właśnie reakcję. Po lunchu, który składał się w całości z dań wegetariańskich, nasz przewodnik zaprosił nas do obejrzenia kolejnego filmu dokumentalnego. Tym razem ostrzegł nas, że film zawierał drastyczne sceny i ci o słabych nerwach nie powinni go oglądać. Ja, co prawda, jestem wrażliwa, ale zdecydowałam się na obejrzenie dokumentu. Przez około godziny pokazywany był cały proceder tresury słonia. Część widowni wyszła, dzieci których rodzice mimo ostrzeżeń zabrali na film płakały, ja co chwilę zamykałam oczy…. Dokument wspomniał też kolejną ważną rzecz. Na niektórych ulicach miast w Tajlandii można spotkać małe słoniątka ze swoimi właścicielami, proszących o pieniądze. Na pierwszy rzut oka wydawać by się mogło, że nie ma w tym nic złego. Jednak, okazuje się, że te słonie nie tylko trzymane są w okropnych warunkach, bez wody i cienia, które są im niezbędnie potrzebne, ale też budowa ich ciała nie jest przystosowana do życia w mieście. Ich stopy i nogi, mimo że tak wielkie, są bardzo wrażliwe na wibracje podłoża. W mieście, gdzie przejeżdżają samochody i obok nich przechodzi tysiące ludzi, wibracje są tak intensywne, że u zwierzęcia wywołują ból. Trzymanie słoni w miastach jest nielegalne i rzadko można je spotkać na ulicach. Co biedniejsi Tajowie cały czas jednak łamią prawo. Po obejrzeniu filmu nasz przewodnik zabrał nas na kolejną wycieczkę po Elephant Nature Park i kolejne karmienie. Tym razem spotykaliśmy stado słoni nad rzeką. Była to mała rodzina, do której bez obaw mogliśmy się zbliżyć. Słonie pozwoliły nam nawet na małe przytulanko. Kąpiel Na sam koniec dnia popluskaliśmy się w małym strumieniu. W Elephant Nature Park nie ma siadania na grzbietach zwierząt i zanurzania się w wodzie, jak to widać na broszurach reklamujących inne miejsca ze słoniami. Tutaj byliśmy tylko my, plastikowy kubeł i spokojnie stojące w strumieniu słonie. Po 15 minutach polewania tych olbrzymów kubłami wody, wydawało mi się, że odpadną mi ręce. Korekta: obecnie taka kąpiel ze słoniami jest w parku zabroniona. Lek postanowiła ograniczyć jeszcze bardziej kontakt zwierząt z turystami. Kąpiel Dzień skończyliśmy z jedną z ulubienic naszego przewodnika – starą słonicą, uratowaną z jednej z okolicznych hodowli. Staruszkę oślepiono po tym, jak wpadła w szał, widząc jak jej jedyne dziecko okaleczają metalowym prętem. Parę dni później moi znajomi siedzieli w jednym z barów, do którego chodzą przede wszystkim bogaci, młodzi Tajowie. Kiedy na ulicy pojawił się mężczyzna prowadzący małego słonia (co w Chiang Mai się w ogóle nie zdarza), część z gości robiła sobie z nimi zdjęcia. Byli jednak i tacy, którzy dzwonili na policję. Tajlandia ma długą drogę do pokonania jeśli chodzi o prawa zwierząt. Brak jest edukacji i uświadamiania ludziom jak bardzo dużą wyrządzają innym krzywdę. Panująca we wioskach bieda nie pomaga. Lubię jednak myśleć, że dzięki Lek i podobnym jej osobom, to zacznie się zmieniać. A tymczasem, jeśli planujesz odwiedzić Tajlandię, skreśl z listy przejażdżkę na słoniu. Zamiast tego odwiedź Elephant Nature Park w Chiang Mai. Jeżeli nie możesz kupić biletu do ENP lub nie stać Cię na odwiedziny, zajrzyj do mojego kolejnego artykułu o tym jak wybrać sanktuarium dla słoni w Tajlandii. Dzień pełen wrażeń Więcej informacji: Elephant Nature Park Ciemna strona tajskiej turystyki – National Geographic
Słoń jaki jest, każdy widzi Julian Tuwim, fragment wiersza „Słoń Trąbalski” Słoniową miał głowęI nogi słoniowe,I kły z prawdziwej kości słoniowej,I trąbę, którą wspaniale kręcił,Wszystko słoniowe – oprócz pamięci Czy wiesz, że słonie mają długie rzęsy, które mogą urosnąć do 12 cm długości? Nic więc dziwnego, że spojrzenie słonia z taką oprawą oka, łamie nam serca i jest niesamowite. Piękne umaszczenie jakie posiada, dodaje mu charakteru. Jego skóra może mieć grubość do 2,5 cm. Pomimo tego, że uważamy go za gruboskórnego, słoń może poczuć nawet muchę, która po nim chodzi! Rzęsy słonia, rosną nawet do 12 cm długości. Bez dwóch zdań słonie są zachwycające. Posiadają wspaniały węch, który jest ich atutem. Uszy przypominają wachlarze, są wielkie i potrafią narobić sporo wiatru w upalne dni. W ten sposób chronią słonia przed upałami. Nie tylko uszy są ogromne, dorosły słoń może mieć do 4 metrów wysokości- wyobraź więc sobie, że byłby w stanie zajrzeć do mieszkania w bloku na pierwszym piętrze. Niesamowite, prawda. Marysia i Marcela opowiadają ciekawostki o słoniach. Zaskakującym faktem jest to, że słonie nie tylko pocieszają się wzajemnie za pomocą dotyku i głosu, ale okazują też współczucie innym zwierzętom. Gdy któryś słoń w stadzie zachoruje, zrani się, albo jest już stary, pozostałe opiekują się nim najlepiej jak potrafią. Chodzą stadami i to bardzo dużymi, więc wszyscy jak rodzina, dbają o tego najsłabszego co jest bardzo piękne i czego możemy się od nich uczyć. Takie stado musi mieć opiekuna, nauczyciela jest nim najstarsza i najmądrzejsza samica słonia. To tak jak mama w domu opiekuje się dziećmi, tak tutaj samica przewodzi całej grupie. Dzięki swojej mądrości przewiduje, skąd może przyjść zagrożenie. Bardzo dobrze wie, gdzie szukać pożywienia i wody, która jest słoniom niezbędna do życia. Zwierzęta te kochają wodę. Dzięki swojej długiej i ciężkiej trąbie, która pełni bardzo ważną funkcję, nabierają wody, a później robią sobie fontannę wodną oblewając się nią. Małe słoniki używają trąby do zabawy, wygląda to bardzo rozkosznie. Kły słonia inaczej ciosy, to długie bardzo twarde zęby, które rosną przez całe życie. Co na sawannie piszczy… Zastanawialiście się może, do czego jeszcze służy słoniom trąba, ile waży niemowlę słonia, a może zadajecie sobie pytanie co to są ciosy? Jak myślicie, czy słoń pije mleko, a ile przybiera na wadze każdego dnia, skoro jako dorosły osobnik jest tak potężny i może ważyć ponad 6 ton? Na te pytania i wiele innych, znajdziecie odpowiedź w filmiku powyżej. Jeżeli chcecie dowiedzieć się jeszcze więcej ciekawostek, na temat różnych zwierząt chodzących po ziemi, subskrybujcie nasz kanał na Youtube: Naturi Love Kids. Zobaczycie w nim ciekawe fakty, oczami Marysi, Marty i Marceli, a także ich przyjaciół. Naturalna ciekawość do świata to jest to co kochamy. Pozdrawiamy. Literatura Martyna Wojciechowska – „Zwierzaki Świata”Nela mała reporterka – „10 niesamowitych przygód Neli”Zdjęcia słoni –
XIX w. – zaraza i plantacje herbaty Bez słoni Sri Lanka nie byłaby królestwem herbaty Kiedy w XIX w. zaraza zniszczyła na wyspie plantacje kawy, angielscy kolonizatorzy założyli na ich miejscu plantacje herbaty. Słynnej cejlońskiej herbaty. Nie byłoby to możliwe, gdyby nie wykorzystano do pracy siły i umiejętności tamtejszych słoni. Tylko one mogły pomagać w karczowaniu i noszeniu bali drewna na wysokości powyżej 600 m Klimat wysokogórski Sri Lanki jest idealny dla upraw herbaty. Stamtąd pochodzą jej najlepsze gatunki. Co wspólnego ma mój słoń z herbatą? Słoń cejloński jest podgatunkiem słonia azjatyckiego. Jest mniejszy, bardziej pękaty i ma mniejsze uszy niż słoń afrykański. Ma też chwościk na ogonie. Dokładnie jak mój. Bo tak naprawdę chciałabym dziś znów powspominać przy herbacie cejlońskiej, patrząc na gipsowego słonia, którego mam po Dziadku. To nie jest jakaś tam figurka. To przedmiot podziwu i pożądania wszystkich dzieci w rodzinie. Słoń jest dość duży, jak porządny kocur, ale bardziej pękaty. Stał na piecu u Dziadków. Prawdziwym kaflowym piecu, jakie były w przedwojennych domach. Z białych, zwyczajnych kafli, bez eleganckich zdobień. Ale jak grzał! Jeżeli zdarzało się nam nocować u Dziadków zimą, nie zrywałyśmy się rano. Najpierw Dziadek rozpalał w piecu, który już wystygł po nocy. Czekałyśmy więc pod kołdrą, aż się zrobi ciepło i mogłyśmy podziwiać słonia. Stał na piecu, dla nas bardzo wysoko, właśnie po to, żeby go przed nami uchronić. Z kubka Dziadka nie wolno było pić, ale podać Dziadkowi tak. Byle ostrożnie. Co do słonia – obowiązywał absolutny zakaz dotykania, o zabawie nie wspomnę. Zresztą jaka by to mogła być zabawa dużą gipsową figurką? Za mały żeby na nim usiąść, za duży do turlania po stole. Ale… niedostępny! Co może bardziej kusić? To jedno z moich najwcześniejszych wspomnień z dzieciństwa – ciepła kołdra (którą szyła moja Babcia! Była kołdrzarką), ciepło rozchodzące się od pieca, a na piecu ten słoń! Wtedy wydawał mi się bardzo duży. Teraz jest u mnie. Zazwyczaj też stoi wysoko i jest dodatkowo przymocowany do regału. Nie ze względu na dzieci, ale jeszcze bardziej ciekawskie koty. Koteczka wchodziła wszędzie i na pewno by sobie z nim poradziła. Uwielbiała zrzucać z góry wszystko co się dało. Słoń był już trochę zniszczony. Obtłuczone nogi, zatarte oczy. Więc postanowiłam go nieco odnowić. Farbą w kolorze kości słoniowej, rzecz jasna. Ale mi się dostało od mojej córki! Zniszczyłam taki zabytek! ( ma już co najmniej 70 lat ). Starłam całą patynę czasu i wygląda jak plastikowy kicz! No, więc teraz w ogóle go nie odkurzam. Może znów nabierze tej „patyny”, zanim trafi do córki? Słoń kojarzy się z majestatem i siłą. Władcy ze Wschodu jeździli na rzadkich białych słoniach, co jeszcze podkreślało ich niezwykłą, prawie boską pozycję. Biały słoń jest symbolem buddyzmu. Jeden z bogów hinduizmu ma głowę słonia. W architekturze i malarstwie można często spotkać motyw słonia. Symbolizował wiele, czasem zupełnie przeciwstawnych cech (czystość ale też zatwardziałego grzesznika), a od mniej więcej XIX w. zaczęto go uważać w Europie i Stanach Zjednoczonych za symbol szczęścia. Słonie pojawiły się jako figurki, w biżuterii, na obrazkach, jako duże i małe bibeloty. Jeszcze teraz dostajemy albo dajemy je komuś „na szczęście”. Nie wiadomo dlaczego utarło się, że powinny mieć trąby podniesione do góry. Popatrzcie na spokojne słonie (najlepiej na safari albo na filmach). Trąby mają opuszczone. Natomiast słoń atakujący podnosi trąbę. Ale z trąbą w górze czy na dole jest pięknym, wzbudzającym podziw zwierzęciem. Szkoda, że one same mają tego szczęścia coraz mniej, przez kłusowników zabijających je dla kłów. Róbmy wszystko, żeby nie zostały nam tylko jako figurki i symbole.
Na ziemi stąpa wiele fantastycznych stworzeń. Fascynują nas ich zachowanie czy cechy fizyczne. Nieraz zastanawiamy się, czemu akurat tak wyglądają. Na pewno ma to jakieś uzasadnienie. Tak też jest choćby w przypadku dużych słonich uszu. Regulacja cieplna Niedawno zachodziliśmy w głowę, po co krowom rogi. Okazało się, że służą im nie tylko do ozdoby, lecz spełniają także szereg innych funkcji. Na przykład schładzają organizmy owych ssaków. Podobnie jest w przypadku występowania okazałych uszu u słoni. Są stosunkowo cienkie, a w nich znajduje się sieć naczynek, przez które kursuje krew. Jeżeli jej temperatura jest wyższa niż otoczenia, wówczas nadmiar ciepła ulatuje z uszu i nadwyżka energii zostaje niejako zwrócona światu. To istotne, gdyż te olbrzymie zwierzaki nie pocą się, zatem muszą inaczej obniżać temperaturę ciała, by nie doprowadzić do przegrzania ustroju. Poza tym uszy służą do czegoś jeszcze. Są naturalnymi wachlarzami, kiedy się słoń nimi porusza. Wówczas wytwarza się powietrze przypominające rześką bryzę. Nie wykluczone, że uszy poprzez swój rozmiar wytwarzają strefę przynależną dla danego zwierzęcia, gdyż nawet stadne stworzenia, jakimi są słonie (pomijając samotniczych samców), potrzebują nieco przestrzeni. A czemu uszy słoni azjatyckich są mniejsze? Cały czas mieliśmy raczej na myśli słonie afrykańskie. Natomiast azjatyccy krewniacy mają zdecydowanie mniejsze uszy. Z czego to wynika? Otóż żyją one w wilgotniejszych miejscach, przeważnie lasach, które przynoszą cień. Poczytaj o różnicach między tymi gatunkami w tekście: (słoń afrykański a indyjski). Related posts:
słoń bez trąby i uszu